L: H:

WSTECZ STRONA GŁÓWNA
Zarys wydarzeń \ Lata 1943 - 1945



III okres - rok 1943 - ludobójstwo na Wołyniu.


Właściwy okres likwidacji biologicznej ludności polskiej przypada na cały 1943 r. W I połowie 1943 r., jeszcze intensywniej niż w 1942, odbywały się po wsiach zebrania mobilizujące do walki o samostijną Ukrainę bez Lachów. Ukraińcy niekiedy otwarcie powtarzali z tych zebrań głoszone tam hasła: "Ukraina dla Ukraińców", "Ukraina ma być czysta jak szklanka wody" (lub jak łza). W cerkwiach odprawiane były nabożeństwa, podczas których przed napadami na całe polskie osiedla w danej okolicy duchowni prawosławni święcili narzędzia zbrodni, a nawet wygłaszali kazania, w których wyrzynanie Polaków podbudowywane było ewangelicznymi przypowieściami, jak np. o pszenicy i kąkolu, z której miałoby wynikać, że Polacy są kąkolem, który trzeba oddzielić (wyrwać i spalić) od pszenicy, czyli Ukraińców. Toteż zdarzało się, że Ukraińcy powoływali się nawet na Biblię dla wytłumaczenia konieczności wymordowania Polaków. Po wsiach krążył poświęcany w cerkwi chleb objednania (zjednoczenia), który miał jednoczyć lud ukraiński do usunięcia Lachów (zob. np. w powiecie kowelskim: Gończy Bród i Nowa Dąbrowa /gm. Hołoby/, Stare Koszary /gm. Stare Koszary/) 14. Nie wszyscy duchowni prawosławni uczestniczyli w "uświęcaniu" ludobójstwa, niektórzy czynili to pod terrorem, z obawy o własne życie, o czym świadczą występujące w tej grupie ofiary śmiertelne.
Codziennym zjawiskiem stały się przejazdy z jednego lasu do drugiego, z jednej wsi ukraińskiej do drugiej, kawalkad furmanek z uzbrojonymi nacjonalistycznymi bojówkami ukraińskimi. Bojówki zatrzymywały się często w osiedlach polskich i stosując terror, nieraz bijąc gospodarza lub grożąc zabiciem, rabowały żywność, odzież, zwierzęta gospodarskie. Wzmogły się wszelkie akty terroru, trwające cały 1943 r., z których część stanowiły nieudane próby zabójstw pojedynczych osób i rodzin, niezależnie od napadów na całe osiedla. Nagminnie bojówkarze ukraińscy dokonywali rewizji polskich domów w poszukiwaniu broni, podczas których poniżali i bili domowników. Bojówki upowskie zabierały poza tym gospodarzy na tzw podwody, z których przeważnie już nie wracali.
Napady nacjonalistów na pojedyncze osoby i rodziny, przed napadami na całe osiedla polskie, dotyczyły w 1943 r.: nauczycieli, podoficerów, członków konspiracji ZWZ, pracowników leśnictwa, zarządców i buchalterów majątków oraz osób, w jakiś sposób wyróżniających się w lokalnych społecznościach, tj. osób, które mogły odegrać jakąś rolę w obronie.
Zachowania Ukraińców wobec Polaków przed wystąpieniem w określonych rejonach masowych mordów były różne - od całkowitego odseparowywania się Ukraińców od Polaków (które w rzeczywistości i tak istniało, bowiem Ukraińcy mieli swoje wewnętrzne życie społeczne) i demonstrowania wrogości, do pozornie normalnych stosunków, w których były utrzymywane nawet przyjacielskie kontakty. Tak więc z jednej strony było unikanie i uchylanie się od rozmów z Polakami, nie odpowiadanie na pozdrowienia, pogardliwe i groźne aluzje, agresywne zachowania dzieci ukraińskich wobec polskich, słowne poniżania, a z drugiej strony - świadczenie sąsiedzkich przysług, zwyczajne kontakty bez atmosfery wrogości, zapewnianie o bezpieczeństwie i ochronie lub ostrzeżeniu w razie potrzeby i szereg innych przyjaznych gestów, okazywanych nieraz przez późniejszych morderców.

W przebiegu mordów na Polakach można wyróżnić trzy typy napadów.
Pierwszy typ napadów dotyczył dużych kolonii czysto polskich lub z przewagą ludności polskiej, podczas których dążono do unicestwienia w całości mieszkającej w nich ludności polskiej. Ponieważ wymagało to koncentrowania większych sił napastników i dobrej organizacji, w jednym czasie dokonywano tego typu napadów na kilka blisko położonych kolonii, a także, niejako przy okazji, starano się wymordować Polaków mieszkających jeszcze w okolicznych wsiach ukraińskich i sąsiedzkich niewielkich futorach polskich. Jeżeli nie udało się wymordować wszystkich mieszkańców w jednym napadzie, a mimo zagrożenia nie uciekli, następował napad drugi (zob. np. wieś Złoczówka /gm. Boremel, pow. Dubno/; wieś Zamlicze /gm. Chorów, pow. Horochów/; kolonie Aleksandrówka i Adamówka /gm. Kupiczów, pow. Kowel/; kolonia Stanisławów /gm. Olesk, pow. Włodzimierz Woł. /).
Napady na większe miejscowości polskie przebiegały według następującego schematu. Działano z zaskoczenia i wybierano porę, gdy prawie wszyscy znajdowali się na terenie swoich gospodarstw - o świcie, w nocy, a gdy mieszkańcy nie nocowali w domach, to w dzień podczas prac gospodarskich. Często rozpuszczano pogłoski, że do Polaków żyjących w określonej miejscowości nikt nie ma zastrzeżeń i żaden napad nie grozi, a nawet grożono, że opuszczający swoje siedziby i przenoszący się do miast, zostaną uznani za wrogów Ukrainy. Wieś lub kolonia były otaczane kordonem striłciw UPA, tj. uzbrojonych w broń palną, których zadaniem było strzelanie do uciekających. Byli oni ubrani w różne mundury: policji ukraińskiej, niemieckie, przedwojenne polskie, sowieckie. Pozostali napastnicy, członkowie SKW (Samoobronnyje Kuszczowy Widdiiy) oraz Ukraińcy formalnie nie należący do nacjonalistycznej formacji, wyposażeni w siekiery, noże, widły, kosy ustawione na sztorc, bagnety, kołki, łomy i różne narzędzia gospodarskie, jak np. młotki do zabijania zwierząt gospodarskich, rozchodzili się po osadzie i ludzi zastanych w domach, obejściach, ogrodach mordowali, stosując okrucieństwa. Mordom towarzyszyły wyzwiska. Wśród napastników Polacy rozpoznawali znanych im Ukraińców, w tym nawet kobiety i wyrostków. W wielu przypadkach w celu usprawnienia mordu większej liczby osób gromadzono ludzi w jednym miejscu - szkole, stodole, albo korzystano z obecności ludzi w kościele, przybyłych na mszę św. (np. Kisielin /gm. Kisielin, pow. Horochów/, Krymno /gm. Krymno, pow. Kowel/, w pow. włodzimierskim: Chrynów i Zabłoćce /gm. Grzybowica/, Przewały /gm. Olesk/, Poryck /gm. Poryck/) czy też zgromadzonych w kościele lub kaplicy w celu schronienia się tam lub obrony (np. Międzyrzec /gm. Międzyrzec, pow. Równe/, Włodzimierzec /gm. Włodzimierzec, pow. Sarny/). W takich okolicznościach zginęli Polacy w 14 obiektach sakralnych, natomiast podczas napadów na 6 obiektów sakralnych wypełnionych uchodźcami obyło się bez ofiar dzięki skutecznej obronie. Budynki z pomordowanymi i rannymi były podpalane.
Teren wsi czy kolonii był starannie przeszukiwany, a ofiary wyciągane z różnych kryjówek. Na uciekinierów urządzano obławy w polach, lasach i na drogach. W południowej części pow. włodzimierskiego, w celu utrudnienia ucieczki, przed likwidacją polskich osiedli w dniach 11-12 lipca 1943 r., pozrywano mosty i kładki na rzekach. Tropienie niedobitków trwało wiele dni po likwidacji polskich osiedli. Ludzie "cudem uratowani" w jednym miejscu, ginęli nieraz w innym. Z jednej strony sposób dokonywania rzezi wskazywał na pośpiech, a z drugiej strony nie żałowano czasu na pastwienie się nad ofiarami. Barbarzyńskie, odrażające sposoby mordowania stosowano nawet wobec dzieci 15. Wiele ofiar konało długo w straszliwych męczarniach, a ciężko okaleczeni ludzie niejednokrotnie przeżyli jakby wbrew prawom biologii. Ofiarami mordów byli wszyscy Polacy bez względu na wiek i płeć. Dla nacjonalistów nie miały znaczenia długi wdzięczności wobec ofiar, czyjeś zasługi dla ukraińskiej społeczności lokalnej, uprzednie przyjazne stosunki 16. Mordowani byli również Polacy wyznania prawosławnego (na Wołyniu nieliczni) oraz osoby, które przeszły z prawosławia na katolicyzm, a więc uznane za Ukraińców-zdrajców.
Drugi typ napadów był skierowany przeciwko Polakom mieszkającym we wsiach ukraińskich i koloniach o ludności mieszanej, gospodarstwach polskich położonych na uboczu, futorach składających się z kilku gospodarstw polskich, których na Wołyniu było wiele. Podczas tych napadów wystarczała mała grupa napastników działających z zaskoczenia. Szanse uratowania się były żadne lub niewielkie, zazwyczaj wynikające ze splotu okoliczności sprzyjających udanej ucieczce. Rozproszenie Polaków na wołyńskiej wsi znakomicie ułatwiało mordowanie.
Trzeci typ napadów dotyczył pojedynczych osób i kilkuosobowych grupek Polaków, których mordowało, w zależności od liczby ofiar, od jednego do trzech-czterech upowców. Ofiarami byli: udający się do innych miejscowości w różnych sprawach; uciekający z rodzimej miejscowości do bezpieczniejszej; powracający do swoich gospodarstw, po wcześniejszej ucieczce - po żywność albo z nostalgii za swoją siedzibą, żeby zobaczyć, co się z nią stało; podstępnie wywabieni przez napastników ze wsi lub kolonii; ludzie starsi, którzy pozostawali na swych gospodarstwach, mimo ucieczki wszystkich innych Polaków ze wsi lub kolonii, w przekonaniu, że „starzy nie wadzą nikomu"; pracujący w polu.
Wzmiankowanym wyżej podstępom poświęcimy więcej uwagi, ponieważ ich powszechność zaprzecza występującej w części literatury przedmiotu opinii, że OUN­UPA przystąpiła do mordów dopiero wtedy, gdy Polacy nie zareagowali na rzekome rozkazy opuszczenia Wołynia. Podstępy były stosowane wobec całych osiedli, gdy opanowywano je udając sowiecką partyzantkę, co dość łatwo wychodziło na jaw; oraz gdy gwarantowano bezpieczeństwo i apelowano o pozostanie na miejscu, by potem znienacka napaść na większą liczbę ludzi. Powszechne było zapewnianie Polaków przez Ukraińców o bezpieczeństwie, odradzanie wyjazdu, który - jak uzasadniano - oznaczałby nieczyste sumienie i spowodowałby zemstę (?!). Nawet dawano gwarancje na piśmie o bezpieczeństwie osiedla, by później znienacka dokonać rzezi (zob. np. Majdańska Huta, gm. Buderaż, pow. Zdołbunów). Gromadzono też ludzi w jednym miejscu na tzw. zebranie, na którym miały być obwieszczone ważne sprawy lub omówione formy wspólnej walki z Niemcami (zob. Wola Ostrowiecka, gm. Huszcza, pow. Luboml). Podstępów używano również wobec pojedynczych rodzin, gdy do uchodźców do miast przyjeżdżali Ukraińcy i namawiali do powrotu, zapewniając o bezpieczeństwie, a ludzie wracali na zagładę. OUN-UPA posunęła się nawet do zorganizowania w powiecie włodzimierskim w gminie Werba polskiego oddziału partyzanckiego, który razem z ukraińskim miał walczyć przeciw Niemcom. Zwerbowano nauczyciela i kilkudziesięciu młodych ludzi z około 10 wsi i kolonii wokół Swojczowa i wszystkich wymordowano 11 lipca 1943 r. koło Dominopola (gm. Werba, pow. Włodzimierz Woł.).
Wszelkie próby porozumienia i prowadzenia rozmów pojednawczych wychodzące ze strony polskiej kończyły się niepowodzeniem - albo mordowano wysłanników, jak np. 8 lipca 1943 r. w okolicach Kustycz (gm. Turzysk, pow. Kowel) pełnomocnika Delegata Rządu na Wołyń Zygmunta Rumla "Krzysztofa Porębę" i członka konspiracji AK Krzysztofa Markiewicza "Czarta", albo do rozmów nie dochodziło z winy strony ukraińskiej. Rozmowy pojednawcze były podejmowane nie tylko przez stronę polską, ale również przez stronę ukraińską, przy czym ta ostatnia traktowała je jako sposób na uśpienie czujności Polaków lub podporządkowanie ich UPA w celu łatwiejszego wymordowania 17. OUN-UPA dążyła wszelkimi sposobami do unicestwienia jak największej liczby Polaków i jakiekolwiek porozumienia, niezależnie od szczebla na jakim miałyby one być zawarte, byłyby w sprzeczności z założeniami ideologicznymi OUN, tj. Ukrainy dla Ukraińców.
Nie było natomiast, jak obecnie twierdzą niektórzy historycy, opierając się głównie na nacjonalistycznej propagandowej literaturze ukraińskiej, rozpowszechniania rozkazu opuszczenia przez Polaków ziem ukraińskich, uprzedzającego rzezie, zresztą całkowicie bezprawnego 18. 28 grudnia 1943 r. do Sztabu Naczelnego Wodza, Oddziału Specjalnego, w Londynie wpłynęła depesza z Kraju następującej treści: "Polityczny kierownik Ukraińskiej Armii Powstańczej w odezwie z 16. XI. wzywa Polaków do opuszczenia Ziem Ukraińskich i wycofania się za Bug. Grozi zniszczeniem, stawiając za przykład los Polaków w Hucie Stepanowskiej [winno być Stepańskiej, gm. Stepań, pow. Kostopol]"19. Owa bezprawna odezwa OUN-UPA, wystosowana została po wymordowaniu co najmniej 30 tysięcy Polaków i zmuszeniu do ucieczki kilku dziesiątek tysięcy (!), dopiero w listopadzie 1943 r. na wypadek ewentualnej odpowiedzialności karnej po wojnie, dla stworzenia alibi, że chodziło "tylko" o wypędzenie Polaków (tak jakby wypędzanie nie było także zbrodnią). Nie była ona w ogóle znana ludności polskiej Wołynia. Wydaje się, że nie znana była również polskim czynnikom urzędowym Wołynia 20.
Wspólną cechą ukraińskiego ludobójstwa było niesłychane okrucieństwo, połączone z rabunkiem mienia i paleniem gospodarstw, a także niszczeniem materialnych śladów polskiej presence na Wołyniu, jak kościoły, kaplice, dwory i całe majątki, sady, ogrody, parki.
Parę słów komentarza wymaga sprawa wspomnianych okrucieństw, praktykowanych powszechnie przez bojówkarzy UPA i wspomagającą ich ludność ukraińską, którym ofiary poddawane były niezależnie od wieku i płci. Różne wyszukane sposoby zadawania cierpień, czyli tortury, są oględnie wymieniane w opisach zbrodni w poszczególnych miejscowościach w Rozdziałach 1-X11 2i. W tym miejscu zacytujemy wymowny opis: "Trupy złożono pod domem w rząd, począwszy od ojca staruszka, obok jego żonę, następnie zięcia, córkę, otoczoną trojgiem dzieci. Wszystko to razem z wystawionymi obok trumnami robiło niesamowite wrażenie. Zięć (Ukrainiec), patrzący pustymi oczodołami (wydłubano mu oczy), cały pokłuty przykuwał do siebie uwagę. Jego żona z wybitymi z dolnej szczęki zębami, pokłutą piersią i troje dzieci z połamanymi rękoma w ramionach i przedramionami oraz nogami również połamanymi w udach i goleniach. Po prostu dech zapierało swoim bestialstwem. Dziwny spokój malował się na twarzach pomordowanych, zupełnie nie harmonizującymi z ranami, zadanymi siekierą w kark matce-staruszce (lat około 60) oraz w głowę chłopcu i ojcu staruszkowi (lat 70)" 22. Podobne lub gorsze obrazy fotografowali Niemcy, gdy przyjeżdżali do napadniętych miejscowości na interwencję Polaków. Robiły na nich wrażenie 23, chociaż akurat Niemcy też popełniali zbrodnie wzbudzające odrazę: "Niemcy nieraz mówią na temat potworności mordów dokonanych na Polakach, że na zachodzie nikt nie uwierzyłby w takie barbarzyństwo" 24. Owe okrucieństwa zadawano nie tylko Polakom, ale wszystkim uznanym za wrogów czy przeciwników, nieprzychylnym, krytykującym OUN-UPA, uchylającym się od wstąpienia do UPA, pomagającym Polakom, a więc także Ukraińcom, Czechom itd. Np. w kolonii Glinne (gm. Kołki, pow. Łuck) za protestowanie przeciw mordowaniu Polaków ukraińskie małżeństwo zostało związane drutem kolczastym i powieszone, a ich córce obcięto piersi; we wsi Martynówka (gm. Diatkiewicze, pow. Równe) dwum dziewczętom czeskim rozpruto brzuchy; jeńcowi sowieckiemu o imieniu Tichon, pracującemu we wsi Tajkury (gm. Zdołbica, pow. Zdołbunów), który oświadczył, że nie wierzy, by Ukraina stała się samostijna, Ukraińcy przepiłowali uda, a potem brzuch.
Niewyobrażalna wprost nienawiść, dla której nie może być żadnego uzasadnienia we wspólnej polsko-ukraińskiej przeszłości, znajdowała wyraz nie tylko w bezwzględnym unicestwianiu Polaków, ale i demonstrowaniu w trakcie lub bezpośrednio po zbrodni triumfu oraz profanowaniu zwłok 25.
Nienawiść, o której mowa wyżej, dotknęła również rodziny polsko-ukraińskie, które zależnie od okoliczności ginęły w całości lub w części, tj. jedno z małżonków lub rodziców oraz dzieci. Eliminowanie tych rodzin było uzasadniane skażeniem ukraińskiej krwi polską (zob. Chorupań, gm. Młynów, pow. Dubno). Używane były przez Ukraińców pogardliwe nazwy dla tych rodzin: kryżaki - małżeństwa polsko-ukraińskie i pokurczi - dzieci z takich małżeństw z6. Mordowanie rodzin polsko-ukraińskich lub ich członków było dokonywane najczęściej przez bojówki UPA, ale zdarzało się, że mordercami byli dalsi krewni o przekonaniach nacjonalistycznych oraz mężowie czy żony (te ostatnie wyjątkowo). Jeśli chodzi o morderców mężów, to przeważnie byli oni zmuszeni do tego przez OUN-UPA pod groźbą śmierci, choć były nieliczne przypadki zamordowania z powodu „zrozumienia popełnionego wcześniej błędu przy ożenku". Większość mężów Ukraińców odmawiała zamordowania żony, co było równoznaczne ze śmiercią. Liczba stwierdzonych przypadków zamordowania rodzin polsko-ukraińskich, tj. 303 osób z całkowicie wymordowanych rodzin oraz 139 osób z rodzin częściowo wymordowanych (Tab. 13), nie odpowiada całkowitym stratom wśród tej grupy ludności, gdyż rodziny te pozostawały na swoich gospodarstwach nawet po rzezi w okolicy, a więc po ucieczce ocalałych polskich świadków, uważając, że "ukraińskość" uchroni je przed zabiciem, w związku z czym polscy świadkowie nie znali ich późniejszych losów.

Tabela 7. Liczby Polaków zamordowanych w 1943 r. przez OUN-UPA i policjantów ukraińskich*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne.
** "+?" oznacza liczbę niesprecyzowaną, oprócz liczby ustalonej, wynikającą z materiału źródłowego.
1 W tym 277 osób z całkowicie wymordowanych rodzin polsko-ukraińskich i 2 rodziny polsko-czeskie.

Przebieg ludobójczej akcji 1943 r. można prześledzić, analizując ustalone niepełne dane: 1) o zamordowanych w Tab. 7 oraz 2) o liczbie jednostek administracyjnych, w których OUN-UPA dokonywały mordów, w Tab. 8 - w poszczególnych powiatach i w kolejnych miesiącach 1943 r. Analiza ta jest w pewnym stopniu obarczona błędami, ponieważ nie wiadomo, w którym miesiącu zginęła znacząca część ofiar i dla wielu jednostek administracyjnych nie ma pełnych danych o liczbie zamordowanych, a także liczba tych jednostek, w których zginęli Polacy, również jest niepełna. A zatem, gdyby kiedykolwiek udało się przypisać liczby ofiar z rubryki "bez określenia miesiąca" do właściwych miesięcy, oraz uzupełnić niekompletne dane, mogłoby się okazać, że natężenie akcji ludobójczej miałoby nieco inne rozłożenie w czasie i na obszarze Wołynia.

Tabela 8. Liczby jednostek administracyjnych, w których Polacy byli mordowani przez OUN-UPA i policjantów ukraińskich w 1943 r.*


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne; dotyczę wyłącznie napadów, w wyniku których były śmiertelne ofiary wśród Polaków. Na wiele miejscowości napadano wielokrotnie w różnym czasie.

Mordy zbiorowe ludności polskiej zapoczątkowało w lutym 1943 r. nacjonalistyczne ugrupowanie Maksyma Borowcu "Tarana Bulby", tzw. bulbowcy, które działało w powiatach sarneńskim i kostopolskim oraz w północnej części rówieńskiego. Pierwszą zlikwidowaną całkowicie miejscowością polską była kolonia Parośla I (gm. Antonówka, pow. Sarny), gdzie 9 lutego 1943 r. wymordowano wszystkich od niemowląt po starców, stosując okrucieństwa, ok. 150 osób. Napastnicy podszywali się pod partyzantkę sowiecką
Niezależnie od bulbowców do akcji likwidacji Polaków przystąpił odłam nacjonalistów Stepana Bandery, tzw. banderowcy, a także odłam Andrija Melnyka, tzw. melnykowcy. Stopniowo banderowcy podporządkowali sobie bojówki pozostałych ugrupowań nacjonalistycznych i przejęli od bulbowców nazwę Ukraińska Powstańcza Armia.
Nasilenie napadów nastąpiło w marcu 1943 r. z chwilą dezercji policji ukraińskiej ze służby niemieckiej, która zabrawszy broń z posterunków, połączyła się z istniejącymi już wtedy i tworzącymi się nacjonalistycznymi oddziałami Bandery. Już w drodze na miejsce zbiórek i połączenia z leśnymi oddziałami nacjonalistycznymi policjanci ukraińscy mordowali Polaków i palili gospodarstwa. Od tego momentu następowała eskalacja masowych mordów, które trwały cały 1943 rok na całym Wołyniu, lecz z różnym natężeniem w poszczególnych powiatach.
W marcu 1943 r. największe nasilenie napadów dotyczyło powiatu kostopolskiego, gdzie w tym czasie zginęło najwięcej Polaków (znacznie ponad 1000 osób w co najmniej 47 jednostkach administracyjnych), oraz sarneńskiego. Napady na całe osiedla polskie zaczęły się także w powiecie łuckim, w gminie Silno, która przylegała do powiatu kostopolskiego i najwyraźniej została włączona do wyznaczonego większego terenu eksterminacji Polaków. Ogółem w tym miesiącu zamordowano 1759-1765 oraz niesprecyzowaną liczbę (+?) Polaków 27 w co najmniej 181 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
W kwietniu 1943 r. w powiatach kostopolskim i sarneńskim mordy na Polakach dokonywane były nadal. W tymże miesiącu zwraca uwagę ogromny wzrost liczby ofiar w powiecie krzemienieckim, gdzie duże połacie powiatu były ogarnięte zorganizowaną akcją ludobójczą. Przed jej rozpoczęciem Ukraińcy w Krzemienieckiem wypowiadali złowróżbne napomknięcia, z których wynikało, że na Wielkanoc dla Polaków szykuje się coś niedobrego. W odległym od krzemienieckiego powiecie kostopolskim, w Janowej Dolinie, Ukraińcy mówili wprost o "jajach wielkanocnych malowanych krwią Polaków". W Powursku (gm. Powursk) w powiecie kowelskim krążyła przepisywana na kartkach przepowiednia: "W kwietniu będzie niebo z ognistą łuną, w maju słońce ma zachodzić czerwono, a w czerwcu i lipcu woda w rzekach spłynie krwią". Późniejsze akcje przeciw Polakom kojarzyły się z tą przepowiednią. Z kolei w gminie Włodzimierzec powiatu sarneńskiego Niemcy ujęli Ukrainkę przenoszącą rozkaz jakiegoś dowództwa UPA, wyrżnięcia Polaków w Wielkim Tygodniu (Wielki Czwartek, Wielki Piątek) 28. Świadczy to o przygotowywaniu się nacjonalistów na większym obszarze Wołynia do skoordynowanej akcji eksterminacyjnej właśnie w kwietniu. Ślady takiego planu odnajdujemy w datach mordów, a mianowicie: w Wielkim Tygodniu (19-24 kwietnia) w powiecie krzemienieckim było co najmniej 9 napadów z ofiarami śmiertelnymi, w powiecie dubieńskim 4, w łuckim 5, rówieńskim 2; w Wielkanoc w powiecie krzemienieckim było 6 napadów, w dubieńskim 5 napadów, w łuckim 2. Nie jest również rzeczą przypadku, że w powiecie łuckim 8 kwietnia miały miejsce mordy w 6 jednostkach administracyjnych. W rzeczywistości napadów w tych konkretnych terminach musiało być więcej. Brak informacji o nich wynika z zawodności pamięci świadków. W kwietniu liczba ofiar na całym Wołyniu wzrosła i wyniosła 1688 oraz niesprecyzowaną liczbę (+?) Polaków zamordowanych w co najmniej 207 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
W maju 1943 r. nasilenie napadów dotyczyło powiatu dubieńskiego, sarneńskiego i zdołbunowskiego, ale w dalszym ciągu trwały napady w powiecie kostopolskim, krzemienieckim, łuckim, rówieńskim, w niektórych z tych powiatów podobnie jak w kwietniu. Zginęło w tym miesiącu na całym Wołyniu 2025-2042 oraz niesprecyzowana liczba (+?) Polaków w co najmniej 214 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
W czerwcu 1943 r. najwięcej ofiar padło w powiecie łuckim, gdzie "oczyszczaniu" z Polaków podlegały gminy Czaruków, Płonka, Kniahininek i południowa część gminy Torczyn, w których bojówki UPA napadały w terminach: 17-19 czerwca, 20-23 czerwca i 29 czerwca (w 19 jednostkach administracyjnych). W tym miesiącu odnotowano też znacznie większą niż poprzednio liczbę ofiar w powiecie zdołbunowskim. Nieprzerwanie napady trwały w powiecie kostopolskim. W powiecie horochowskim zwraca uwagę wzrost napadów, w których ginęły pojedyncze osoby lub rodziny. Ogółem w czerwcu zostało zamordowanych 2251 oraz niesprecyzowana liczba (+?) Polaków w co najmniej 232 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
W lipcu 1943 r. ludobójstwo ogarnęło cały Wołyń, ale najwięcej ofiar było w trzech powiatach, w których wcześniej prawie nic się nie działo, tj. w powiecie horochowskim, włodzimierskim i kowelskim. Nie można mieć wątpliwości, że lipcowe napady były zaplanowane i zorganizowane jako skoordynowana akcja ludobójcza, której celem było jednoczesne, w krótkim czasie, "oczyszczenie" z ludności polskiej dużych połaci Wołynia. Musiały być w tym względzie wydane rozkazy przez OUN i UPA Bandery, które w tym czasie kontrolowały cały wiejski Wołyń, jakkolwiek nie zostały one dotąd odnalezione czy ujawnione, być może zostały przezornie zniszczone.
Wymienimy najważniejsze lipcowe akcje OUN-UPA. W nocy z 4 na 5 lipca zostały napadnięte osiedla polskie w powiecie łuckim położone wokół kolonii Przebraże, a mianowicie w gminach Kiwerce, Ołyka, Poddębce, Trościaniec, Silno (24 jednostek administracyjnych). 11 i 12 lipca to dni oczyszczuwalnoji ahciji wid rasowych worohiw w trzech powiatach: horochowskim. włodzimierskim i kowelskim. Polacy byli mordowani w 125 jednostkach administracyjnych wymienionych powiatów. Bojówki UPA, które wspierała tłumnie miejscowa ludność ukraińska, docierały do wszystkich miejsc zamieszkiwanych przez Polaków. W następnych dniach na terenie objętym akcją 11-12 lipca były wyłapywane i mordowane niedobitki. 13 lipca mordowano w tym rejonie w miejscowościach, do których OUN-UPA nie zdążyła jeszcze dotrzeć (10 jednostek administracyjnych z powiatu horochowskiego i włodzimierskiego). 14-15 lipca zaatakowani zostali Polacy w niektórych miejscowościach powiatów horochowskiego, krzemienieckiego, włodzimierskiego (14 jednostek administracyjnych). 15 i 16 lipca upowcy napadali na Polaków żyjących w gminach Brany i Kisielin powiatu horochowskiego, oraz w kilku miejscowościach w gm. Kupiczów, powiatu kowelskiego i kilku w gm. Szczurzyn powiatu łuckiego. W tym terminie Polacy byli mordowani w 31 jednostkach administracyjnych. W rejonie objętym akcją 11-12 lipca i potem 15-16 lipca nie było nigdzie zorganizowanej samoobrony. Jedynym ratunkiem Polaków była wtedy ucieczka. W dniach 16-18 lipca 1943 r. OUN-UPA wymordowała 37 wsi i kolonii polskich wokół ośrodka samoobrony Huta Stepańska w gminach Stepań i Stydyń powiatu kostopolskiego. 30 lipca 1943 r. nastąpiło kolejne zmasowane uderzenie UPA na Polaków w skupisku osiedli polskich w gminie Antonówka, Rafałówka i Włodzimierzec powiatu sarneńskiego, w wyniku którego zostało ono zlikwidowane, a zniszczeniu uległo co najmniej 19 jednostek administracyjnych. Samoobrona znajdująca się w kilku z zaatakowanych punktach nie była w stanie się utrzymać i jej rola polegała na ograniczeniu ofiar wśród całkowicie bezbronnych ludzi. Ocalała ludność polska uciekła do stacji kolejowych na linii Kowel-Sarny. 31 lipca ośrodek samoobrony w Przebrażu (gm. Trościaniec) w powiecie łuckim stoczył ciężką walkę z przeważającymi siłami UPA, dzięki czemu zgromadzona tam ludność polska ocalała. Również w pozostałych powiatach, z wyjątkiem lubomelskiego, OUN-UPA dokonywała mordów.
Łącznie we wszystkich powiatach w lipcowych rzeziach zginęło 10 527 oraz niesprecyzowana liczba (+?) osób, a Polacy byli mordowani w co najmniej 520 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8). Największe straty ludności polskiej nastąpiły w powiecie horochowskim (2569 i niesprecyzowana liczba (+?) osób) oraz w powiecie włodzimierskim (3583 osoby i liczba niesprecyzowana).
W sierpniu 1943 r. oczyszczuwalna ahcija była kontynuowana. Objęte nią zostały wszystkie rejony, w których Polacy żyli jeszcze w większych skupiskach i gdzie nie było zorganizowanych samoobron, a ponadto eliminowano Polaków żyjących w rozproszeniu pośród Ukraińców. Akcja była rozłożona na etapy W powiecie rówieńskim UPA napadała na Polaków przede wszystkim w pierwszej połowie sierpnia. W powiecie horochowskim, w którym na większości obszaru Polaków już nie było, dokonywano napadów na niedobitki, które żyły jeszcze w gminie Kisielim na pograniczu z powiatem włodzimierskim: 8 sierpnia Polacy byli tam mordowani w 4 jednostkach administracyjnych. W drugiej połowie sierpnia 1943 r. UPA mordowała w 19 jednostkach administracyjnych powiatu dubieńskiego. W dniach 14-16 sierpnia UPA napadła na Polaków w 14 jednostkach administracyjnych powiatu włodzimierskiego. W dniach 28-31 sierpnia 1943 r. nastąpiło powtórzenie ludobójstwa z 11-12 lipca - jednocześnie uderzono na Polaków żyjących w czterech powiatach. 28 sierpnia 1943 r. zaatakowani zostali Polacy w 3 miejscowościach powiatu kowelskiego i 1 miejscowości powiatu horochowskiego. 29 sierpnia UPA mordowała w: co najmniej 4 ostatnich jednostkach administracyjnych powiatu horochowskiego, w których jeszcze byli Polacy, co najmniej 17 jednostkach administracyjnych powiatu kowelskiego, 5 jednostkach administracyjnych powiatu lubomelskiego, co najmniej 29 jednostkach administracyjnych powiatu włodzimierskiego, a więc razem co najmniej w 54 jednostkach administracyjnych. Tego dnia w niektórych miejscowościach wymordowano ponad 200 Polaków. 30 i 31 sierpnia likwidowano kolejne polskie miejscowości lub Polaków z miejscowości ukraińskich: Polacy byli mordowani w co najmniej 1 jednostce administracyjnej powiatu horochowskiego, 6 jednostkach powiatu kowelskiego, 11 jednostkach powiatu lubomelskiego, 13 jednostkach powiatu włodzimierskiego.
Łącznie w powiatach horochowskim, kowelskim, lubomelskim i włodzimierskim w dniach 18-31 sierpnia 1943 r. Polacy byli mordowani w około 90 jednostkach administracyjnych. W powiecie zdołbunowskim napady na Polaków były dokonywane przez UPA w pierwszej połowie sierpnia, a pod koniec sierpnia zostało zlikwidowane skupisko Polaków w Mizoczu, gdzie chronili się Polacy z napadanych osiedli. W wymienionych dotąd rejonach, w których UPA w sierpniu dokonywała zbrodni, nie było zorganizowanej samoobrony. Tylko dwie zaatakowane w sierpniu miejscowości stanowiły ośrodki samoobrony zdolne odpierać ataki, tj. Pańska Dolina, która obroniła się 14 lub 27 lipca oraz Przebraże, które zaatakowane 31 sierpnia 1943 r. po raz drugi stoczyło ciężką i zwycięską bitwę. Oba ośrodki zdołały obronić się, ponosząc niewielkie straty. Również 31 sierpnia UPA zamierzała zlikwidować ośrodek samoobrony w Zasmykach i prawdopodobnie by się to udało, gdyby nie taktyczne posunięcie samoobrony, polegające na uprzedzeniu ataku przez zaatakowanie od tyłu przez oddział partyzancki por. Władysława Czermińskiego "Jastrzębia" zgromadzonych do ataku sił UPA, dzięki czemu ocalało około 1500 osób. Łącznie w sierpniu we wszystkich powiatach zginęło 8298 oraz niesprecyzowana liczba (+?) Polaków w co najmniej 301 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
Ustalona przez nas dla sierpniowych napadów liczba ofiar jest znacznie niższa niż wynika to z upowskiego szacunku 15000 Polaków zamordowanych w powiecie kowelskim, lubomelskim i włodzimierskim, podanego przez dowódcę Okręgu Wojskowego "Turiw" UPA-Północ Jurija Stelmaszczuka "Rudego" podczas przesłuchania go w 1945 r. przez sąd na Ukrainie. W protokole jego przesłuchania znajduje się również ważna informacja, że rozkaz zniszczenia Polaków wydał dowódca całej UPA Dmytro Klaczkiwśkyj "Kłym Sawur" 29.
We wrześniu 1943 r. napady UPA były skierowane przeciwko Polakom, którzy mimo wszystko pozostawali jeszcze w swoich gospodarstwach lub przyjeżdżali po żywność. Na terenie powiatu kowelskiego zostały wymordowane mieszkające pojedynczo lub po kilka we wsiach ukraińskich rodziny, którym Ukraińcy zabronili wyjeżdżać 30. W tym miesiącu zginęło 1167 oraz niesprecyzowana liczba (+?) osób w co najmniej 116 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8). Straty do końca września 1943 r. były w tym czasie oceniane przez Okręg AK Wołyń na 9000-10000 Polaków, gdy tymczasem według naszych badań zginęło co najmniej 30 000, w tym osób o znanym nazwisku 16 348. Okręg szczerze przyznawał, że: "Cyfry te są zresztą bardzo prowizoryczne, gdyż żadnej statystyki nikt nie prowadzi i prowadzić nie może" 31.
Jesienią 1943 r. Polaków na większości terenów wiejskich już nie było, z wyjątkiem 15 baz samoobrony, z których część chroniło położone obok polskie kolonie. Tylko nieliczni Polacy przebywali w swoich gospodarstwach we wsiach i koloniach położonych wokół miast, przy stacjach kolejowych strzeżonych przez Niemców i Węgrów i koło tych kilkunastu ośrodków samoobrony. W okolicach Łucka, z powodu trudnych warunków w mieście, uchodźcy zaczęli powracać na swoje gospodarstwa, co spowodowało akcję palenia przez Ukraińców tych osiedli 32. Z ośrodkami samoobrony związane były oddziały partyzanckie AK (11). Trzy miejscowości w powiecie sarneńskim w gminie Kisorycze, tj. Okopy, Dołhań i Budki Borowskie, trwały dzięki sowieckiej partyzantce, która usadowiła się w lesie obok tych wsi. Główne skupiska Polaków były w miastach i miasteczkach, w których stacjonowali Niemcy lub Węgrzy, gdzie uchodźcy żyli w okropnych warunkach. W obozie w Równem panował głód i tyfus, dzieci i starcy umierali masowo 33.
W różnych okolicznościach, głównie podczas wyjazdów na wykopki, po żywność, na obrzeżach miast i miasteczek, Polacy ginęli nadal. W październiku 1943 r. zginęło: 183 Polaków oraz ich niesprecyzowana liczba w co najmniej 40 jednostkach administracyjnych w październiku, a w listopadzie - 173 Polaków i niesprecyzowana ich liczba w co najmniej 40 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8). W listopadzie UPA ponadto usiłowała rozbić dwa ważne ośrodki samoobrony: w Hucie Starej (gm. Ludwipol) w powiecie kostopolskim oraz polsko-czeski ośrodek samoobrony w Kupiczowie w powiecie kowelskim (dwukrotnie napadany), współdziałający z ośrodkiem w Zasmykach (gm. Lubitów, pow. Kowel). Oba ośrodki zdołały oprzeć się atakom przy niewielkich stratach własnych.
Podobna sytuacja jak w listopadzie i październiku była w grudniu 1943 r. Spośród większych akcji UPA należy wymienić: napad na grupę kolonii koło Zasmyk (Janówka, Radomle, Stanisławówka, Lublatyn, Batyń), w których znajdowały się grupy samoobrony współdziałające z bazą obronną w Zasmykach; napady na przedmieścia miast: Kowla, Łucka, Ołyki, Równego (Dworzec); napad na ośrodek samoobrony w Witoldówce w powiecie zdolbunowskim; napad na Beresteczko w powiecie horochowskim; zlikwidowanie trzech wiosek polskich w powiecie sarneńskim: Okopy, Dołhań, Budki Borowskie, tuż po odejściu w inny rejon sowieckiego oddziału partyzanckiego. W grudniowych napadach zginęło 756-762 Polaków oraz niesprecyzowana ich liczba (+?) w 55 jednostkach administracyjnych (Tab. 7 i 8).
Łączna liczba ofiar w 1943 r., które są przypisane do określonych miejsc (przynajmniej w obrębie określonego powiatu), wynosi 33 454 oraz niesprecyzowana liczba (+?) Polaków. W liczbie tej znajduje się 18 208 osób znanych z nazwiska. W 1943 r. Polacy byli mordowani w co najmniej 1605 jednostkach administracyjnych (Tab. 6 i 7).
W zależności od przebiegu wydarzeń poczucie zagrożenia wśród Polaków pojawiało się w różnym czasie w różnych rejonach Wołynia - najwcześniej na północy powiatu łuckiego w gm. Kołki, w związku z wymordowaniem przez policję ukraińską Obórek (listopad 1942 r.) i potem w powiecie sarnenskim i kostopolskim w związku z wymordowaniem Parośli I (luty 1943). Przyjmowano różne formy przeciwdziałania wymordowaniu. Podstawową reakcją Polaków, obawiających się zaskoczenia podczas snu w domu, było nienocowanie w domach. Chroniono się w lesie, w zaroślach, zagłębieniach terenu, sadach, polach (zwłaszcza, gdy urosło zboże). Niektóre rodziny w ten sposób spędzały noce po kilka miesięcy i to od przedwiośnia, gdy jeszcze leżał śnieg. Gdy okazywało się, że upowcy napadają także w dzień, niektóre rodziny przenosiły się całkowicie do kryjówek poza swoją sadybą i przychodziły do gospodarstwa tylko na krótko, przyszykować żywność i obrządzić inwentarz. Niektórzy budowali na terenie gospodarstw albo poza nimi, np. w polu, podziemne schrony, zwane też "bunkrami". W większości przypadków nie spełniły one zamierzonej roli, ponieważ albo nie udało się w nich w porę ukryć, albo "bunkry" te były wykrywane przez upowców i znajdujący się w nich ludzie masakrowani wrzucanymi do nich granatami lub w inny sposób. Cztery polskie kolonie z północnej części powiatu sarneńskiego (zob. Jaźwinki, Lado, Perestaniec, Tatynne w gm. Klesów) około pół roku wędrowały taborami po lasach, wioskach i futorach województwa poleskiego, gdzie terror OUN-UPA nie był tak odczuwany i gdzie wędrujące kolonie okresowo korzystały z ochrony sowieckiego oddziału partyzanckiego. Schodzono się też do jednego lub kilku wybranych gospodarstw na noc i wystawiano warty, zakładając, że upowcy nie zaatakują większej grupy, albo że warta w porę ostrzeże o zbliżających się napastnikach i zdąży się uciec. Szukano też bezpieczeństwa w większych skupiskach, a więc Polacy z mniejszych miejscowości polskich lub wsi ukraińskich przenosili się do większych, zwłaszcza do tych, gdzie była zorganizowana jakaś forma samoobrony Organizowanie samoobrony i jej rozmiary zostaną szerzej omówione dalej. Chroniono się w majątkach, miasteczkach i miastach, w których stacjonowały załogi niemieckie lub węgierskie 34. Niektóre rodziny decydowały się na tułaczkę od jednej miejscowości do innej, przenosząc się wielokrotnie, szukając bezpieczeństwa i w miarę znośnych warunków, czego na ogół nigdzie nie znajdowano.

Tabela 9. Liczby jednostek administracyjnych w zależności od liczby zamordowanych Polaków w latach 1939-1945*.


* Liczby ustalone na podstawie wykorzystanych źródeł - dane niepełne. Tabela nie zawiera miejscowości, w których liczba ofiar pozostaje nieznana. W podanych liczbach znajdują się także jednostki administracyjne o tych samych nazwach, np. wieś i kolonia, dla których nie udało się ustalić oddzielnie ofiar.
** Liczba zamordowanych Polaków to liczba stwierdzona na podstawie wykorzystanych źródeł.
1a Kupowalce, Pułhany, Rudnia, Zamlicze; 1b Berezne, Dermanka (w gm. Ludwipol), Lipniki (w gm. Berezne), Medwedówka, Niemilia, Pendyki, Ugły, Wyrka; 1c Mielnica, Wiktorówka; ld Wyszogródek; le Nawóz; lf Brzezina (w gm. Włodzimierzec), Sochy; lg Chrynów, Gucin, Jasienówka, Ludmiłpol, Soroczyn, Stasin (w gm. Grzybowica), Stężarzyce (wieś), Strzelecka, Świętocin, Wiktorówka, Włodzimierz Woł., Zabłoćce; lh Chiniówka, Mizocz, Ostróg n. Horyniem.
2a Huta Stepańska, Uniki; 2b Czeremszanka; 2c Wiśniowiec Stary; 2d Czmykos; 2e Łuck; 2f Leonówka; 2g Parośla I; 2h Grabina (w gm. Olesk), Gurów, Sądowa, Sokołówka, Władysławówka, Wygranka; 2i Dermań, Majdańska Huta.
3a Zagaje; 3b Budy Ossowskie; 3c Wiśniowiec Nowy; 3d Kąty; 3e Dominopol, Głęboczyca, Maria Wola, Orzeszyn, Poryck, Stanisławów, Teresin; 3f Hurby.
4a Janowa Dolina; 4b Gaj; 4c Kołodno; 4d Ostrówki, Wola Ostrowiecka.

W ośrodkach samoobrony i miastach, gdzie chronili się ludzie, szybko następowało przeludnienie, złe warunki sanitarne i głód. Duże ośrodki samoobrony, jak Przebraże (gm. Trościaniec, pow. Łuck), Bielm (gm. Werba, pow. Włodzimierz Woł.), Huta Stara (gm. Ludwipol, pow. Kostopol) starały się przynajmniej zorganizować zaopatrzenie w żywność. A więc pod osłoną członków samoobrony odbywały się wyprawy na pola i ogrody uchodźców, do ich gospodarstw, gdzie niektórzy mieli poukrywaną żywność, np. zakopaną w skrzyniach i glinianych naczyniach. Te wyprawy były uważane przez Ukraińców za "grabież ukraińskiej ziemi" 35.
Znacznie gorsza była sytuacja uchodźców w miastach, gdzie przede wszystkim cierpieli głód 36. Wyjazdy po żywność do swoich gospodarstw były niebezpieczne, wiele osób ginęło w drodze, bowiem wszędzie kręciły się upowskie patrole czatujące na przemieszczających się Polaków. I właśnie m. in. z obawy przed głodem w mieście, czym Ukraińcy straszyli Polaków, powstrzymując od opuszczenia gospodarstwa, wielu trwało na swoim, tracąc życie. Inni znowu łudzili się, że napady na Polaków występujące w dalszej okolicy, nie będą miały miejsca u nich, zwłaszcza, gdy sąsiedzi Ukraińcy zapewniali, że nic im się nie stanie. Niektórzy, mając na to czas, gdy uciekali do miasta zanim nastąpił napad, zabierali na wóz zapasy żywności oraz pędzili przy wozie jakiś inwentarz. W mieście Niemcy zabierali przybyszom konie i krowy. Nieliczni, którzy jakoś ten inwentarz uchronili, borykali się z brakiem paszy. Ponadto warunki kwaterowania w miastach były fatalne. Do jednorodzinnych domów przyjmowano nawet po kilkanaście rodzin, oddawano uchodźcom różne komórki, składziki, strychy, bowiem społeczeństwo polskie okazywało wówczas nadzwyczajną solidarność. Organizowano wszelaką pomoc - odzież, żywność, pieniądze, leczenie rannych, umieszczanie sierot w rodzinach. W tę pomoc zaangażowane było także duchowieństwo katolickie. W Lucku np. działał Katolicki Komitet Opieki, kierowany przez ks. Zygmunta Chmielnickiego, i sierociniec prowadzony przez siostry zakonne, we Włodzimierzu Woł. sierociniec zorganizował ks. Stanisław Kobyłecki. Jednakże było to wszystko za mało w stosunku do ogromu potrzeb sponiewieranych, ograbionych i bezdomnych ludzi. Nie dla wszystkich starczało pokojów, komórek, strychów i podwórek, nie mówiąc o żywności. Ludzi, którzy nie znaleźli sobie kąta, Niemcy gromadzili w obozach przejściowych 37, skąd wywozili wszystkich na roboty do Niemiec. Bardzo wielu uchodźców zgłaszało się także dobrowolnie do wyjazdu na roboty, nie widząc dla siebie ani powrotu na wieś pod ukraińską siekierę, ani szans przeżycia w mieście.
Najgorsza sytuacja była tych uchodźców, którzy ocaleli podczas napadu w trakcie przeprowadzanej na większym obszarze oczyszczuwalnoji ahciji wid rasowych worohiw. Uciekali bez niczego, bez żadnego mienia, częstokroć niekompletnie ubrani w samej nocnej bieliźnie, wyrwani z nocnego snu, niektórzy ranni. Ich ucieczki były szczególnie dramatyczne: przez teren naszpikowany upowskimi patrolami wyłapującymi Polaków i wspomaganymi w tym przez ludność ukraińską, w nieustannym strachu, bez jedzenia i wody. Ucieczki te trwały nieraz wiele dni. Były przypadki czołgania się polnymi bruzdami, aby nie być zauważonym przez upowców objeżdżających teren konno. Każda zauważona postać ludzka wywoływała panikę uciekających, przez co nieraz Polacy uciekali przed Polakami, a najbliżsi nie rozpoznawali się. Niektórzy dłuższy czas koczowali w lesie w grupach, które zmieniały miejsce, zanim w końcu dotarli do miasta. Po żywność wybierano się do gospodarstw, w których Polaków już nie było i w takich wyprawach były śmiertelne ofiary.
Ludobójstwo spowodowało ucieczki ludności polskiej nie tylko do miast i miasteczek, ale także poza Wołyń na teren Generalnego Gubernatorstwa. Już wiosną 1943 r. do Generalnego Gubernatorstwa przybywali uchodźcy z Wołynia, jednakże masowy napływ zaczął się w lipcu 1943 r. Z powiatu krzemienieckiego Polacy chronili się w powiatach Brody, Tarnopol i Zbaraż (wszystkie w woj. tarnopolskim), z powiatu dubieńskiego - w powiatach Brody i Radziechów (woj. tarnopolskie), z powiatu horochowskiego - w powiatach Brody, Radziechów i Sokal w woj. lwowskim. Z południowych części powiatu włodzimierskiego Polacy uciekali do pow. Sokal i województwa lubelskiego. Najwięcej uciekinierów z środkowej i północnej części powiatu włodzimierskiego i horochowskiego przybyło do powiatu hrubieszowskiego. Powiat chełmski przyjął uchodźców głównie z powiatu lubomelskiego i kowelskiego. Do uciekinierów z granicznych powiatów Wołynia dołączali uchodźcy z centralnych i wschodnich powiatów. Z przylegających do Wołynia powiatów należących do Generalnego Gubernatorstwa Polacy przemieszczali się dalej. Wielka rzesza Polaków znalazła się we Lwowie i Przemyślu. Docierali dalej do Krakowa, Lublina, nawet do Warszawy. Polakom, którym udało się pozostać w Generalnym Gubernatorstwie, różnorakiej pomocy udzielały lokalne Polskie Komitety Opiekuńcze. Społeczeństwo polskie, choć wyniszczone przez okupację, nie było obojętne wobec straszliwie doświadczonych Wołyniaków i dzieliło się tym, czym mogło, ale też i nie miało tak bardzo czym się dzielić. We Lwowie Polski Komitet Opiekuńczy lokował uchodźców w schroniskach, udzielał pieniężnych zapomóg, ale wobec ogromnej rzeszy uciekinierów i ich katastrofalnej sytuacji materialnej, nie był w stanie sprostać potrzebom 38. Na Chełmszczyźnie zebrano dla uchodźców dużą ilość żywności i 100.000 zł gotówką, w Chełmie powstał szpital na 50 łóżek dla rannych z pogromów Wołyniaków 39.
Wszędzie, czy to na Wołyniu, czy w Generalnym Gubernatorstwie, Niemcy starali się wszystkich uchodźców zagarnąć na roboty do Niemiec. W różnych materiałach konspiracyjnych wymieniane są różne liczby transportów i uchodźców, i tak np.: 1) z Równego w lipcu wywieziono na roboty 12 000 ludzi, w sierpniu 10 000-11 000 40 transporty te przechodziły przez Lwów i Przemyśl); 2) od maja do końca października 1943 r. przez obóz przejściowy w Przemyślu - Bakończycach przeszło 25 transportów, które mogły objąć około 13 000 ludzi, z których 90% pojechało na roboty do Rzeszy wraz z dziećmi 41; 3) od 9 lipca do 1 września 1943 r. przez Lwów przeszło około 25 000 uciekinierów 42. Tak różniące się i fragmentaryczne dane nie pozwalają na prawidłowe określenie wielkości uchodźstwa, można jedynie powiedzieć, że były to dziesiątki tysięcy. W tej tragicznej sytuacji Polaków w drugiej połowie 1943 r. pojawił się jeszcze jeden okrutny element - władze niemieckie zaczęły zmuszać uchodźców do powrotu do swoich sadyb, to znaczy wysyłać z powrotem na śmierć. W Dubnie Gebietkommissar nakazał uchodźcom powrócić do swoich gospodarstw 43. Przebywający «- obozach rozdzielczych w Generalnym Gubernatorstwie uchodźcy niezdolni do pracy , a więc starcy i dzieci, nie otrzymali pozwolenia na osiedlenie, lecz od 20 sierpnia 1943 r. nakazywano im powracać na Wołyń 44. Na interwencję w tej sprawie Rady Głównej Opiekuńczej, Sicherheitsdienst "zaproponował" wyniszczenie tych uchodźców w obozach koncentracyjnych. Usilne starania RGO zapobiegły takiemu "rozwiązaniu" kwestii nieprzydatnych dla III Rzeszy Wołyniaków 45.

Kilka słów należy się D z i e c i o m W o ł y n i a , tj. kompletnym sierotom, które najpierw przeżyły wstrząs, patrząc na okrutną śmierć swoich rodziców i rodzeństwa, a następnie, częstokroć ranne, opuszczały rodzinne miejsce i przeżywały koszmar ucieczki, tułaczki i samotności. To, że niektóre, mając po kilka lat, same docierały do odległych miejscowości, należy zaliczyć do cudów (np. dwie dziewczynki z kolonii Czmykos /zob. w gm. Bereżce, pow. Luboml/, które przyszły do Lubomla i trzej chłopcy, z których jeden został zastrzelony w miejscu docelowym - Kowlu, ze wsi Huszyn zob. w gm. Niesuchoiże, pow Kowel/). Dzieci Wołynia to dzieci okaleczone i trwale zeszpecone na skutek barbarzyńskich metod zabijania, inwalidzi do końca życia wskutek uszczerbków fizycznych i psychicznych, bowiem straszliwe przeżycia doprowadzały nieraz do zupełnego rozstroju psychicznego, makabra ukraińskiego ludobójstwa odbierała mowę czasowo lub trwale, niektóre dzieci przedwcześnie umierały. Dzieci Wołynia to dzieci odebranego dzieciństwa, koszmarnych wspomnień i ograniczonych możliwości życiowych.
Chociaż nie brakowało ludzi, którzy się nimi zaopiekowali, los Dzieci Wołynia zawsze był tragiczny - wszak nic nie zastąpi rodzinnego domu. Część została przygarnięta przez dalsze rodziny, część przez zupełnie obcych ludzi, bardzo wiele zostało umieszczonych w sierocińcach i ochronkach, głównie w Generalnym Gubernatorstwie, dokąd dzieci te przywozili uchodźcy oraz wołyńska Delegatura Rządu (zob. Krzemieniec) i gdzie zajmowały się nimi Polskie Komitety Opiekuńcze. Po wojnie wołyńskie sieroty były w domach dziecka. Starsze dzieci, trafiwszy do baz samoobrony, włączały się do pomocy grupom samoobrony - dziewczynki pracowały w kuchni, chłopcy przenosili meldunki, czyścili broń; niedługo potem niektóre z tych "dorosłych" dzieci znalazło się w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Jednakże nawet te dzieci, którym po wojnie życie ułożyło się pomyślnie i dożyły słusznego wieku, nie otrząsnęły się z wołyńskich rzezi. Trzeba tu jeszcze powiedzieć, że zdarzały się sytuacje, że polskie sieroty trafiały do ukraińskich rodzin. Znanych jest nam kilka przypadków, gdy po dłuższym pobycie w ukraińskiej rodzinie i traktowaniu polskiego dziecka jak swojego, dzieci zostały przekazane Polakom (zob. np. kolonia Niebrzydów /gm. Olesk, pow. Włodzimierz Woł. /; kolonia Lutówka /gm. Brany, pow. Horochów/); ale też jeden przypadek, gdy dziecko, będąc około roku w ukraińskiej rodzinie, było poniżane i wykorzystywane jako sługa (zob. Dok. 54), wreszcie jeden przypadek, gdy ukraińska rodzina wychowała polskie dziecko ocalałe podczas napadu, pozostawiając mu rodowe nazwisko (zob. Zbrodnie w nie ustalonych miejscach pow. Włodzimierz Wołyński) i pozostało ono na Ukrainie. Dzieci ocalałe dzięki ukraińskim rodzinom wspominają, jak Ukrainki broniły je przed upowskimi bojówkarzami, jak uczyły pacierza po ukraińsku, by potrafiły udawać ukraińskich rówieśników. Przytoczone przypadki są podstawą naszego przekonania, że musiało być więcej małych sierot, które znalazły się w ukraińskich rodzinach, a te mogły je wychować jako swoje, nie zdradzając się, że to polskie dzieci 46, bowiem Polacy byli szukani przez upowców także w ukraińskich domach. Te sporadyczne fakty ratowania życia, wbrew szalejącemu barbarzyństwu i z narażeniem swego życia, zasługują na najwyższe uznanie.


IV okres - rok 1944 i 1945

Ukraińskie ludobójstwo w 1943 r. niemal całkowicie ogołociło z Polaków wiejskie obszary Wołynia. W początkach 1944 r. Polacy znajdowali się w miastach, wokół ośrodków samoobrony, które do tego czasu zdołały się utrzymać, oraz w oddziałach partyzanckich, które w styczniu 1944 r. zostały przeorganizowane w 27 Wołyńską Dywizję AK, z czym wiązało się ich przemieszczenie na miejsce koncentracji w powiecie kowelskim. W związku z tym z gminy Ludwipol w powiecie kostopolskim odszedł oddział partyzancki "Bomby", z Ostroga w powiecie zdołbunowskim - oddział "Gzymsa", a z Pańskiej Doliny w powiecie dubieńskim oddział "Łuna". Spowodowało to w tych rejonach pogorszenie stanu bezpieczeństwa, dopóki nie pojawiły się wojska sowieckie. Przesuwanie się frontu sowiecko-niemieckiego na zachód powodowało stopniową, w zależności od bliskości tego frontu, ewakuację załóg niemieckich na zachód. Niekiedy do Niemców dołączała też ludność polska. Zanim opuszczony przez Niemców teren został zajęty przez Sowietów, powstawała próżnia przyfrontowa, którą UPA starała się wykorzystać do niszczenia Polaków. W takich okolicznościach zostali wymordowani Polacy np. w Wiśniowcu Nowym i Starym w powiecie krzemienieckim, natomiast w Dederkałach (gm. Dederkały), także w powiecie krzemienieckim i w Ostrogu w powiecie zdołbunowskim, samoobrony dowodzone przez duchownych katolickich, przetrwały ataki UPA. Oprócz napadów na istniejące jeszcze nieliczne całe osiedla polskie (np. Andresówka, Antonówka Borek, Helenówka Werbska, Stefanówka /gm. Werba/ w powiecie włodzimierskim), miały miejsca zabójstwa pojedynczych osób i rodzin w różnych okolicznościach, np. gdy Polacy wracali z miast do swoich gospodarstw.
Od II kwartału 1944 r. Wołyń znajdował się pod kontrolą Sowietów, a przebieg wydarzeń wskazywał, że ziemie te nie wrócą do Polski. Mimo to, w dalszym ciągu trwała agitacja do mordów 47 i ginęli Polacy W 1944 r. zamordowano 1784 Polaków i niesprecyzowaną ich liczbę (+?) w 105 jednostkach administracyjnych podczas co najmniej 176 napadów (Tab. 4, 5 i 6).
Znaczące osłabienie antypolskiej działalności OUN-UPA od II kwartału 1944 r. wynikało ze stopniowego zaprowadzania na kolejnych terenach opanowywanych przez postępującą na zachód Armię Czerwoną oraz NKWD nowego porządku - sowieckiego. w którym nie było miejsca ani dla nacjonalistów ukraińskich, ani dla polskich organizacji czy samoobron przeciw OUN-UPA. Ten ostatni fakt z miejsca wykorzystali nacjonaliści ukraińscy, składając "stosowne" donosy do władz sowieckich na samoobrony i członków konspiracji, co spowodowało rozbrojenie samoobron oraz liczne aresztowania (np. w Przebrażu /gm. Trościaniec, pow. Łuck/; Pańskiej Dolinie /gm. Młynów, pow. Dubno/; Antonówce Szepelskiej /gm. Kniahininek, pow. Łuck/), w tym m. in. ks. dra Józefa Kuczyńskiego 48, przywódcy samoobrony w Dederkałach (zob. R- gm. Dederkały w pow. Krzemieniec) i o. Remigiusza Kranca, dowodzącego samoobroną w Ostrogu n. Horyniem (zob. w powiecie Zdołbunów).
Zajmowaniu Wołynia przez Sowietów towarzyszyła mobilizacja wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni do wojska. Polaków kierowano do 1. Armii Wojska Polskiego, niektórych do Armii Czerwonej, natomiast młodzież w wieku 16-17 lat została wcielona do Istriebitielnych Batalionów 49. Bataliony te były wówczas jedyną siłą chroniącą przed napadami nacjonalistów ukraińskich przebywające na Wołyniu polskie rodziny, które po odejściu do wojska mężczyzn były zupełnie bezbronne. Trwające zagrożenie napadami bojówek OUN-UPA spowodowało, że do Istriebitielnych Batalionów zgłaszali się chłopcy w wieku 14 i 15 lat 50.
Napady na Polaków zdarzały się nawet w 1945 roku: zamordowanych zostało 31 osób i niesprecyzowana liczba (+?) Polaków w 11 jednostkach administracyjnych Tab. 5 i 6), gdy była już całkowita pewność, że Wołyń nie znajdzie się w granicach państwa polskiego i obecność tam Polaków nie może mieć żadnego wpływu na losy Ukrainy 51.

Tabela 10. Jednostki administracyjne z częściowo lub nie ustalona liczbą zamordowanych Polaków w latach 1939-1945.


* W jednostkach tych oprócz ofiar ustalonych zginęła niesprecyzowana liczba osób.
** W jednostkach tych miały miejsce zbrodnie, lecz brak informacji o liczbie ofiar.

W 1945 r. Polacy znajdujący się na Wołyniu pod presją władz sowieckich i Ukraińców ekspatriowali się do Polski w jej nowych granicach...


Materiały pochodzą z książki Władysława i Ewy Siemaszków pt. "Ludobójstwo".

 DO GÓRY   ID: 24100         

WSTECZ

   
Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego
al. Mickiewicza 22 (biuro: ul. Syrokomli 21) 30-059 Kraków, tel./fax +48 (012) 421-20-78
e-mail: Webmaster plok@poczta.fm      Odwiedź nas na: SOWINIEC.COM.PL